poniedziałek, 12 sierpnia 2013

08. Historia Terry cz. 2

Cześć!
Właśnie się zorientowałam, że... Przegapiłam trzecią rocznicę blogowania! D: Pierwszego bloga o LPS założyłam 26 lipca 2010 roku. Trzy lata temu. Ale ja jestem staaaaaaaraaaa ;-; *Tak, to ten moment, w którym wszyscy mi gratulujecie xD* Od tamtej pory miałam jeszcze kilka blogów, w tym pamiętniki LPSów. Moja kolekcja powiększyła się...Pewnie kilka razy xD Obecnie mam już prawie 200 LPS, a dokładnie, to 197. Planuję zrobić jakieś święto czy coś, bo pierwszą setkę przegapiłam *genialna Bathon*
A tak poza tym...Za tydzień jadę na meet :33 Spotykam się w Krakowie z Anią777, Limonką i July. Postaram się zrobić jakieś zdjęcia/nakręcić filmik, ale nie sądzę, żeby to było możliwe, bo ten dzień to będzie JEDNA WIELKA GŁUPAWKA <DD
*nie mogę się doczekać ;w;*
~~~~~
Dziś kolejna część historii Terry. Geez, nie chce mi się tego pisać xD
Mental: Pamiętaj, że to dopiero 1 część, jeszcze nic nie wiesz o tej historii :P
Joule: Ty ostatnio wszystkich przytulasz. I mnie tym zarażasz ;w; Wiesz, przez kilka dni rozkminiałam, o jakie opowiadanie ci chodzi. Melissa! To było tak dawno, Boże <D
Jula LPS: Dziękuję ;w;
YuKa: Ej, jedziesz ze mną za rok na OH? :D Jest szansa, że uda mi się namówić rodziców i na to, i na obóz harcerski :D Ty przynajmniej masz pewność, że pojedziesz na te cholerne Targi Książek ;-; I nie czekasz na DH od grudnia D:
~~~~~
Przychodziła tam codziennie. Właściwie, to nie wie, czemu. Ten dzieciak jakoś tak...przyciągał ją. Na początku przychodziła nieśmiało, trochę wbrew sobie. Usprawiedliwiała się przed samą sobą: "Przecież ja tylko przechodziłam, a że on na mnie wpadł, to inna sprawa".Spędzanie z nim czasu sprawiało jej przyjemność. Nawet nie zauważyła, kiedy przestała przejmować się stratą chłopaka, złamanym obcasem w szpilce i potarganą sierścią.
Dziecko było mądre. To ją fascynowało. Uwielbiała patrzeć, jak biega za piłką,jak zachwyca się kwiatkiem czy usiłuje złapać motyla. Widziała, jak cieszy się każdym dniem, chociaż miał na co narzekać.
Nie pytała o chorobę. Na początku było jej po prostu wstyd. Potem choroba znikła. Został bandaż na czole, dla niej choroba już nie istniała. On wiedział, że nadal jest,wiedział też, że ona tego nie widzi. Że pokochała go bez względu na chorobę. Cieszył się, cieszył z nowej Siostry.
Choroba, fuj! Cóż za okropne słowo! Niesie ze sobą tyle bólu,cierpienia w milczeniu. I mądrość.
Wiedział, że nie zostało mu dużo czasu. Wiedział, że każdy dzień jest wyjątkowy, każda chwila, moment, każda sekunda jest niepowtarzalna. Nauczył się cieszyć drobnostkami, już dawno. Teraz przyszło mu zostać nauczycielem dla swojej Siostry.
Zmieniła się. Bardzo. Lubił patrzeć, jak na jej twarzy maluje się zachwyt na widok wschodzącego słońca. Lubił to, że na on też odczuwał ten zachwyt, że robili to razem.
Ona go potrzebowała, a on potrzebował jej.
                          „Oswoić” znaczy „stworzyć więzy”.
Oswoił ją. Został jej przyjacielem. Ale to nie wszystko, zrobił dla niej o wiele, wiele więcej. Zmienił ją. Na lepsze, a jakże! Cieszyła się. Świat jest piękny, nieprawdaż, mały przyjacielu? Ha ha ha! Piękny, cudowny, magiczny!
Spędzali razem dużo czasu. Zwykle nawet nie rozmawiali, tylko siedzieli na ławce, w ciszy, w spólnym zachwycie światem. On był jej małym Braciszkiem, a ona jego Siostrą. Bawili się, śmiali, nigdy nie płakali. Z jego oczu znikł cały smutek, z niej znikła sztuczność. 
Pamięta dokładnie każdy dzień spędzony z nim. Wciąż ma w głowie jego uśmiech, gdy patrzy na wschód słońca. Wciąż słyszy jego śmiech, gdy motylek przelatuje obok niej. Pamięta. 
                 Decyzja oswojenia niesie w sobie ryzyko łez
Pamięta też ten wieczór, kiedy zasiedzieli się zbyt długo w parku. Odprowadziła go do domu...Domu? Czy to miejsce można nazwać domem? Nie.
Pachniało tam sterylnością. On mieszkał w dużym pokoju. Jego łóżko stało przy oknie, miał widok na park. Było tam dużo pustych łóżek. Usiadł na tym swoim, przyszła Pani W Białym Fartuchu. Czy ona naprawdę tak się nazywała? Nie. Ale dla Terry to nie miało znaczenia. Przyszła, uśmiechnęła się grzecznie i podrapała go za uszkiem. On zaśmiał się cicho, miał łaskotki. Pani W Białym Fartuchu stanęła na dwóch łapach i założyła białe rękawiczki na przednie łapy. Terra nie miała pojęcia, po co jej to. Pielęgniarka odwinęła bandaż, ukazując łysą głowę chłopca. On spuścił wzrok. A Terra nie rozumiała. Przecież choroby nie było, odeszła. Czemu znów tu jest? Dlaczego dotyka jej Brata? Dlaczego?!..
Spojrzał na nią. "Wszystko będzie dobrze." powiedział bezgłośnie. Uśmiechnął się delikatnie, gdy pielęgniarka zmieniła mu bandaż. 
Spanielka uspokoiła się. Ufała mu. Nie wiedziała, czemu, ale tak było.
                            Kraina łez jest taka tajemnicza.
Pamięta też TEN dzień. O tak, pamięta go bardzo dobrze...
Spadł już pierwszy śnieg, więc z samego rana wyszła na spotkanie z nim. Kiedyś nienawidziła śniegu, teraz cieszyła się z każdego płatka. Nie było go w parku. 
"Pewnie jeszcze nie pozwolili mu wyjść", powiedziała sobie. "W końcu, jest jeszcze bardzo wcześnie"
Nie przyszedł. Czekała długo, zdawałoby się- wieczność. Niepokój narastał, nie mogła już dłużej czekać. 
Pamiętała drogę do szpitala. O tej porze jeszcze nikt nie chodził po mieście, ulice świeciły pustką. Może nie powinna wtedy tam iść...ale nie mogła tego nie zrobić.
Nie było go w jego sali. Jego łóżko stało zaścielone, tak jak cała reszta.
Przerażenie ścisnęło jej gardło. 
-Nie...-szepnęła -Nie!
Pobiegła korytarzem. Lekarze i pacjenci dziwnie się na nią patrzyli, ale nie obchodziło jej to. Otwierała wszystkie drzwi, po kolei. Zdumieni pacjenci, po chwili otaczający ją lekarze i pielęgniarki. Podeszła do niej jakaś brązowa kotka, otoczyła ją ramieniem. 
Terra nie płakała. Bardzo chciała rozpłakać się, pokazać wszystkim, jak bardzo potrzebuje swojego Brata. Ale nie mogła.
-Gdzie...gdzie jest mój Brat?!- wydyszała.
Z tłumku medyków wyszła pielęgniarka, ta, która zmieniała chłopcu bandaż. Teraz to ona objęła Terrę i ruszyła wgłąb korytarza. 
-Twój Brat jest bezpieczny...Zabraliśmy go tylko do innej sali,bo...-urwała. Terra i tak jej nie słuchała. Nie wierzyła im. Wierzyła tylko mu, i wiedziała, że on jej wszystko wyjaśni.
Weszły do małej sali. Tu stało tylko jedno łóżko. I okno było małe, i z innym widokiem. Na łóżku siedział on, obudziły go. Był przypięty do całej masy urządzeń i kroplówek. Usiadła obok łóżka, złapała go za łapę. Spoglądał na nią spod przymrużonych oczu.
Patrzyła na niego, w oczach stanęły jej łzy. Do jego oczu powrócił smutek, choć wiedziała, że cieszy się na jej widok. Ścisnęła mocniej jego łapę.
-Hej.- powiedział cicho.
-Hej- powtórzyła.-Martwiłam się,wiesz?
Skinął głową.
-Terra...wiesz? Ja odchodzę. Do lepszego miejsca, gdzieś, gdzie nie ma chorób. Fajnie, prawda?
Po jej policzkach ciekły łzy. Nie chciała, by to mówił. Ale słuchała.
-N-nie odchodź...potrzebuję cię! Jesteś moim Bratem, pamiętasz?..
-Nadal nim będę, tylko...gdzie indziej. To tak, jakbym się wyprowadził, wiesz?
Nie wiedziała. To dziecko mówiło tak o śmierci, jakby się tego spodziewało, jakby całe życie się z tym oswajało.
Coś ją tknęło. "Przecież tak właśnie było", pomyślała. Zaszlochała głośno,oparła głowę o łóżko. 
Siedzieli w ciszy, aż się uspokoiła. Nadal płakała, nie potrafiła tego powstrzymać, ale wiedziała, że on wie co mówi.
-Zawsze chciałem...-zawahał się-Zawsze chciałem ożywić to miejsce. Spójrz! Tu wszystko jest idealnie białe. Biały bandaż, białe łóżko,biała podłoga, białe ściany. Boję się, że ja też stanę się biały...
Przysłuchiwała się mu, chłonęła każde słowo. Jakaś cząstka jej cieszyła się, bo wiedziała, że chłopiec do czegoś zmierza, że nie mówi tego ot tak.
-To znaczy, biały to bardzo ładny kolor, tak jak wszystkie kolory. Ale, rozumiesz, nie może go być zbyt wiele...Pod łóżkiem jest pudełko.
Szybko sięgnęła pod posłanie i wyciągnęła małe, kartonowe pudełko. Zdjęła wieczko.
-Farby!- wykrzyknęła, zdumiona.
Posłał jej szeroki uśmiech. Ona także się zaśmiała. 
-Bierzmy się do roboty!
Chwyciła pędzel, i zgodnie z instrukcjami szczeniaka zaczęła malować. Może nie była w tym mistrzynią, ale widać jemu wystarczało to, co namalowała.
-Niech naprzeciwko łóżka będzie duuuuuże słońce! A pod nim wiosenne drzewo, i kwiaty!
Pędzel śmigał po ścianie. Powstawał nowy,radosny świat. Podłoga zmieniła się w zieloną trawę, ściany w niebo. Po jakimś czasie tak się rozkręciła, że bez sugestii przyjaciela namalowała na suficie nocne niebo pełne gwiazd. A tuż nad chłopcem największą, jasną gwiazdę.
-"Zastanawiam się  czy gwiazdy świecą po to, żeby każdy mógł pewnego dnia znaleźć swoją." Jestem twoją gwiazdą, Bracie. A ty jesteś moją. -powiedziała z uśmiechem. On też się uśmiechnął. Uwielbiała jego uśmiech.
Postanowiła zostać w sali na noc. 
-Będę spać na trawie.- powiedziała, a on się roześmiał. Zgasiła światło, ułożyła się na podłodze,ale nie spała. On też nie spał, nie tej nocy. Po długiej ciszy usłyszała jego cichy głos:
-Terra... Mogłabyś ozdobić mi też bandaż?
Natychmiast wstała, z uśmiechem na twarzy, zapaliła małą lampkę. Znów wyjęła farby,usiadła obok na łóżku i zaczęła malować.
-Rysuję tęczę. Żebyś mógł być jakim tylko kolorem chcesz!- roześmiała się. Na koniec namalowała mu jeszcze gwiazdę, taką, jak ta na suficie.-Dobranoc.
-Dobranoc, siostrzyczko. -odpowiedział. -Do widzenia.

Obudziła się w środku nocy. Słyszała, jak szczeniak coś przesuwa. Powoli, po cichu, usiadła po turecku. 
Chłopiec zdjął bandaż, włożył go do pudełka z farbami. Łapy mu się trzęsły, widziała to. Kiedy wreszcie ją zauważył, uśmiechnął się tylko i zrobił jej miejsce do siedzenia na łóżku. Położył obok niej pudełko,oparł się o jej ramię. Wiedziała, co to oznacza.
-T-to...To już?
Skinął głową. Nachyliła się nad nim,kilka pojedynczych łez pociekło jej po pyszczku.
-Kocham cię, mały.
Uśmiechnął się. Zamknął oczy i powiedział:
-Ja też cię kocham, Siostrzyczko.
Te słowa wryły jej się mocno w pamięć. Ostatnie  słowa jej przyjaciela...Jej Brata.

Była już wiosna, wiatr wiał mocno. Stała na brzegu klifu, pod nią huczało morze. Wiatr targał ją mocno, szalik falował na wietrze.
"Spodobałoby mu się tutaj",uśmiechnęła się.
Otworzyła małe, kartonowe pudełko. Wyjęła kolorowy bandaż, bandaż, który sama pomalowała w noc jego odejścia.
Pozwoliła, by materiał się rozwinął. Falował na wietrze, zachwycając jaskrawymi barwami. W pewnym momencie go puściła. Teraz tańczył na wietrze,wirował dookoła, skręcał się. Leciał.
Słyszała jego śmiech. Była pewna, że on to widzi,i że także zachwyca się pięknem tej chwili.
-Żegnaj,mój mały przyjacielu.
~~~~~
E-echh?
Cóż mogę tu napisać...
Z góry przepraszam, jeśli komuś się nie spodoba C:
W sumie, to wzorowałam się trochę na pewnym fanfiku o Pinkie i pewnym źrebaczku. Pewnie trochę też na filmie "Oscar i Pani Róża". No, nie ważne...
Postaram się jeszcze coś naskrobać przed wyjazdem.
To pa,dzióbaski!

sobota, 3 sierpnia 2013

07. Historia Terry cz. 1

Cześć!
Wróciłam już z obozu. Spędziłam tam dwa jednocześnie najlepsze, i najgorsze tygodnie mojego życia xD Najtrudniejsze były pierwsze dni, kiedy przyzwyczajałam się do spania pod namiotem, okropnego żarcia, przebierania się po ciemku i wszystkich tych utrudnień. A potem? Potem świetnie się bawiłam xD Nawet wędrówki po tych wszystkich górach mi nie przeszkadzały i w końcu zaczęłam się śmiać, kiedy po raz kolejny gubiliśmy szlak. Poznałam wielu nowych ludzi, pokaleczyłam się (wrodzone sieroctwo, nic nie poradzę), naśpiewałam... Żałuję tylko, że nie dostałam warty w nocy, żeby móc oglądać gwiazdy, i że zgubiłam mój śpiewnik. Poza tym dziękuję Oliwce, za to, że dzięki niej łatwiej było mi przetrwać te dwa tygodnie w lesie (To już ostateczność!-walić, że i tak tego nie przeczytasz XD).
Joule odeszła z r-l. Ale ja zostaję. Nie mam już siły do kolejnego przenoszenia się. Szkoda tylko, że kochana July nic mi nie powiedziała o swoim odejściu...
Minął już miesiąc wakacji! A ja dalej w rozsypce, nie nauczyłam się rysować lwów, nie przeczytałam tych wszystkich książek i mang...
W połowie sierpnia jadę w podróż po Polsce. Będę we Wrocławiu,Krakowie. Jedną noc w Opolu,może w Katowicach,Zgorzelcu. I pewnie jeszcze w te wakacje pojadę do Poznania. Jeśli ktoś mieszka w tych miastach, i chciałby się ze mną spotkać, to piszcie ;P (taaa, wiem, macie mnie gdzieś. Ale napisać nie zaszkodzi, nie?)
Okej. Myślę, że nadszedł czas na PSy xD
~~~~~
Mentos: Oh, dzięki, cieszę się, że doceniacie moją pracę -.-
Rainbow: Geez, jestem idiotą. Stwierdzić, że to JELEŃ i zrobić z niej dziewczynę >.< Koza? Bo ja wiem...NIE ODDDAM.
Anonimek: Dziękuję :3
YuKa: Pfff, dobrze, że chociaż Ty jedna xD Szczęściaro, dopiero zaczynasz. I nie będziesz, tak jak ja, musiała czekać miesiącami na premierę Domu Hadesa ;-;
TheJuleczkaxDD: Czekaj...co? Nie ogarniam, geez xD
eLeN: Wrr, jak już nie chce Wam się czytać, to przynajmniej mi o tym nie piszcie, bo się wkurzam xD Taaa...rysowanie po ławkach, siedzenie na fonie na lekcji :P
LpsSąSuper: Dziękuję xd
Jula LPS: D-dziękuję *//w\\*
Anonimowy: Woah, fani Riordana łączmy się! :3
Dziękuję za 9 komentarzy! Przykro mi, że nie wszyscy przeczytali całą notkę, bo jednak trochę się nad nią napracowałam,i starałam się, żeby była dłuższa niż zwykle, bo ostatnio właśnie tego ode mnie wymagaliście.Cóż...Przynajmniej wiem, że moja kolekcja nie jest tak interesująca, jak mi się wydaje xD
~~~~~
W dzisiejszej notce mam dla Was opowiadanie. I nie obchodzi mnie to, że nikt go nie przeczyta :P Za to w następnej pokażę Wam moje domki dla LPS z kartonów, postaram się też zrobić jakąś sesję. No i ta przeklęta "Ziya"! Nie mogę się za nią zabrać, niby już mam wszystko nakręcone, ale nie ogarniam programu do sklejania filmików xD (nie mogę zedytować intra- muszę poprawić kilka rzeczy, ale się nie da. Pomocy?)

Jak może pamiętacie, albo i nie, Terra to mój drugi spaniel (w tym momencie powinniście wiedzieć, o co chodzi, gdyby nie cholerne lenistwo xD), opisywałam ją w poprzedniej <mojej> notce. Teraz opiszę jej historię, bo nie chcę, żeby dłużej siedziała mi w moim móżdżku.
~~~~~
Spanielka szła raźnym krokiem przez park. Poprawiła szalik, żeby chłód późnej jesieni nie łechtał jej w szyję.  Wiał lekki wiatr, a sobotnie słońce prześwitywało delikatnie przez chmury, jednak ona nie zwracała uwagi na piękno okolicy. W tym momencie zadzwonił jej telefon.
-Halo? No hej, Christy, kochana! Co? Jak to-wyprzedaż?! Kurcze, czemu mi nie powiedziałaś? Co z tego, że byłam zajęta, mogłaś pomyśleć o mnie!-zdenerwowana suczka zamilkła na chwilę, żeby wysłuchać nieudolnych przeprosin koleżanki.-Dobra, nieważne, nie mam ochoty tego słucha-aaać!
Ostatnie słowo zostało wypowiedziane do spadającej komórki, która wypadła spanielce z łap. Sama Terra potknęła się o kolorową piłkę,bezczelnie leżącą na środku ścieżki. W jednej chwili runęła jak długa. Powoli podniosła się, klnąc pod nosem i poprawiając futro. Wtedy podszedł do niej jakiś szczeniak, który mógł mieć co najwyżej siedem lat.
-P-przepraszam...nic się pani nie stało?
Obrzuciła go wściekłym i zniesmaczonym spojrzeniem, burknęła pod nosem coś w stylu "wszystko okej" i ruszyła dalej, nie oglądając się za siebie.
Nie zdała sobie sprawy z tego, że szczeniak wciąż stał z piłką w łapach, obserwując ją swoimi smutnymi oczyma.

Terra weszła do małej knajpki na rogu starej kamienicy. Minęła kilka pustych stolików, bar i weszła po kilku schodkach na górę restauracji. Tam podeszła do stolika w rogu, przy którym siedziała już jedna osoba.
-Drake, kotku!- wykrzyknęła, podchodząc do doga i całując go w policzek czerwonymi ustami. Zostawiła na jego szarym futrze ślad, który chłopak szybko wytarł. Spanielka, nic nie zauważywszy, powiesiła torebkę na oparciu krzesła i usiadła naprzeciwko Drake'a.
-Przepraszam, że musiałeś tyle czekać, ale trochę zeszło mi u fryzjera, poza tym jakiś dzieciak w parku zostawił piłkę na środku ścieżki i prawie wybiłam sobie wszystkie zęby, kiedy...
-Terra.- chłopak mówił cicho, ale na tyle stanowczo, że przerwał paplaninę dziewczyny. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, bo zwykle się tak nie zachowywał.
-To...to koniec.- przez kilka sekund nie mogła zrozumieć sensu wypowiedzianych przez chłopaka słów. Następnie zwróciła uwagę na spokój i pewność, z jaką to powiedział.
-J-jak to..?-spojrzała na niego, nie patrząc mu jednak w oczy. Jej serce zaczęło szybciej bić. Zaskoczenie w jednej chwili przerodziło się we wściekłość, z oczu popłynęły łzy złości.Spanielka wstała gwałtownie z krzesła,przewracając je.- Jak śmiesz! Po tym wszystkim?! Jak to będzie wyglądało?! Nie możesz mnie tak po prostu zostawić!
-Terra, po prostu nie chcę tego dłużej ciągnąć. To nie ma sensu. Nie wiem, co mną kierowało, kiedy zaczynaliśmy nasz związek...-urwał na chwilę, i skrzywił się.-Pseudo związek. Ale wiem, że to na pewno nie była miłość. I wiem, że ty też nigdy mnie tak naprawdę nie kochałaś. Po prostu skończmy tą szopkę, dobrze?
Obserwował, jak jego była dziewczyna powoli siada na krześle przy innym stoliku i opiera głowę na łapie. Już nie płakała, wiedział to.
-Zrozumiałem to, kiedy tata...-w jego gardle pojawiła się bolesna gula, nie pozwalająca mu na dokończenie myśli. Po chwili zastanowienia odparł: -Jutro wyjeżdżam. Sam dobrze nie wiem, gdzie, więc nie zadawaj sobie trudu z szukaniem mnie.
Wiedział, że i tak nie miała takiego zamiaru. Raczej zaczęłaby szukać kolejnego naiwniaka, który zechciałby zostać królem balu na szkolnej potańcówce. Wstał, położył łapę na jej ramieniu.
-Do zobaczenia, Terra.
I wyszedł. Ale jej już to nie obchodziło. Gdy tylko usłyszała dźwięk zamykających się drzwi, podniosła głowę. Wstała, i podnosząc przewrócone krzesło, sięgnęła po chusteczki. Wytarła twarz, po czym, zobaczywszy swoje odbicie w podręcznym lusterku, dumnym krokiem ruszyła do toalety. Po pięciu minutach wyszła z poprawionym makijażem i ruszyła w stronę wyjścia.
Wracając do domu, przeklinała w myślach swojego byłego chłopaka i przeglądała w myślach listę szkolnych przystojniaków.
"Nie mogę zostać bez chłopaka. Nie mogę!" wściekłe myśli tłukły się po jej umyśle "Jak to będzie wyglądało?! Poza tym, nie mogę być gorsza od dziewczyn! Moja reputacja będzie zniszczona..."
Droga przez park nie należała do jej ulubionych tras, zwłaszcza po wydarzeniach dzisiejszego poranka. Była to jednak najszybsza droga do jej mieszkania, więc mimo wszystko szła właśnie parkową alejką.
Poświęcona rozmyślaniom,mechanicznie stawiała łapę za łapą. Jakież było jej zdziwienie, kiedy wpadła na jakąś niską postać. Po zderzeniu cofnęła się o krok, usiłując złapać równowagę. Mimo starań wylądowała jednak na chłodnej, wilgotnej ziemi. Przeklęła głośno, stanowczo za głośno, i słowami raczej nie wypadającymi młodej damie. Potarła łapą czoło, usiłując pozbyć się bólu głowy. Dopiero wtedy zwróciła uwagę na osobę, z którą się zderzyła. Jednak chłopca już tam nie było, uciekał wśród drzew,najwyraźniej bojąc się jej.
-Szlag. Znowu ten szczeniak! Jestem pewna, że to ten sam, co rano. Durne dzieciaki!
Podniosła się i znów ruszyła dobrze znaną trasą.

Po jej pierwszej reakcji na rozmowę z Drakiem możnaby stwierdzić, że Terra jest bardzo wrażliwą dziewczyną, że zanim się pozbiera, minie trochę czasu. Tymczasem spanielka już następnego dnia sporządziła listę ewentualnych partnerów spośród wszystkich jej znajomych. Uwzględniła także to, że większość z nich jest w związku. Jej główne kryteria-popularność, wiek i łatwość w "zdobyciu"- spełniało około 20 chłopców z całego miasta. Jeszcze przed południem wyszła z domu z listą, długopisem i głową pracującą na pełnych obrotach.
W niedzielny poranek park był dziwnie opustoszały. Choć nigdy nie przepadała za tym miejscem, teraz uznała je za idealne. Usiadła na najbliższej ławce, ciesząc się ciszą i przyjemnym chłodem, zabierając się do pracy.
Wykreśliła już około trzech chłopców, kiedy coś miękkiego uderzyło ją w głowę.
-Hej!-odparła ostro i odwróciła się. Naprzeciwko ławki stał chłopczyk, ten sam, którego spotkała wczoraj. Z jedną różnicą- jego głowę oplatał śnieżnobiały bandaż. Niedaleko leżała jego piłka,także ta sama, co wczoraj.
-Uważaj, uderzyłeś mnie.- powiedziała, już łagodniej, zauważywszy bandaż. "A co, jeśli to moja wina?" przemknęło jej przez myśl, kiedy przypomniała sobie wczorajsze zderzenie.
Szczeniak nie odezwał się. Wciąż stał w tym samym miejscu, wpatrując się w nią swoimi wielkimi oczyma.
Ona także patrzyła na niego przez chwilę, z mieszanką troski i irytacji w oczach. Po jakimś czasie odwróciła się znów do swojej listy, z nadzieją, że dziwne dziecko sobie pójdzie. Mimo, iż była odwrócona do niego plecami, miała świadomość, że tam jest, że nadal się w nią wpatruje. Nie mogła skupić się na swoim zadaniu, odłożyła więc listę i spytała chłopca:
-Nie powinieneś wracać do rodziców?-chłopiec, po krótkim wahaniu,potrząsnął głową. Dopiero teraz zaczęła mu się przyglądać. Był drobnej budowy, najprawdopodobniej chodził do pierwszej klasy podstawówki. Miał karmelowe futro, z ciemniejszymi plamami na uszach, wokół oczu i pyszczka. Jego oczy miały tak ciemną barwę, że zdawało się, że nie są brązowe, lecz czarne. Ze zdumieniem odkryła w tych wielkich oczach dziwną nostalgię i zaciekawienie. Zaczęła się poważnie zastanawiać, czy nie powiadomić opiekunów tego pieska, że ich pociecha szlaja się sama po parku. Kiedy wymyślała sposób na znalezienie rodziców malucha, chłopiec po raz pierwszy odezwał się:
-Pobawisz się ze mną?
Zamarła. Nadzieja, zawarta w tym krótkim zdaniu, jednocześnie smutek, jakby wielkooki już znał odpowiedź, poraziły ją. Powoli podniosła głowę. Ten błagalny wzrok...
-P-pewnie.
Wstała. Lista i długopis zostały na ławce,razem z cieniem starej Terry. Nowa Terra właśnie wkraczała w etap zmian, choć może wtedy nie zdawała sobie z tego sprawy.
Chłopiec podniósł piłkę i odbił ją do niej. Przypominało to nieudolne odbicie, takie, jakie znała z gry w siatkówkę na lekcji wf-u. Odebrała, szczeniak jednak nie zdążył przechwycić piłki i potoczyła się ona po szarawej trawie. Na nieszczęście, piłka wpadła w kolczaste krzaki, gdzie przebiła się. Wielkooki wyjął poszarpaną piłkę z plątaniny gałęzi i ze łzami w oczach podbiegł do zdumionej spanielki. W jednej chwili przytulił się do niej i zaczął szlochać.
Blondynka stała jak zamurowana, z łapami w górze. Spodziewała się wszystkiego, oprócz tego. Z wahaniem opuściła łapy, przytulając chłopca do siebie.
"Co ty wyprawiasz, idiotko!", zawołał jakiś głos w jej głowie, "Masz ważniejsze sprawy na głowie, niż użeranie się z jakimś bachorem!"
Ale ona nie słuchała. Stała, przytulając malucha i szepcąc mu słowa pocieszenia. Przypomniała jej się dawno zapomniana scena z dzieciństwa- ona, sześcioletnia dziewczynka, ze zdartym kolanem, przytula się do matki,rozmawiającej przez telefon. Opiekunka, odrywająca ją od zirytowanej matki, odkażająca i zaklejająca plastrem ranę.
-Wszystko będzie dobrze... to tylko piłka...
~~~~~
Dobra. Pisałam tę notkę chyba przez trzy dni (lenistwo: poziom hard). Dlatego postanowiłam podzielić opko. Nie mam do niego serca,w tym momencie, tylko tyle.
Trolololo. Kupiłam sobie karty z Króla Lwa xD Boskie są. Ale nie rozumiem czemu Skaza jest tylko raz, podczas gdy takie hieny zajmują 4 karty. I nie ma Mufasy. I dorosły Simba ma zbyt brązową grzywę, powinno być w niej trochę czerwieni, jak u Mufasy, bo bez tego wygląda jak Kopa xD (Geez, nikt nie wie, o co chodzi, nie?.3.)
Kto chce mnie zabrać 24 października do Krakowa? Premiera Domu Hadesa, muszę tam być! D:
W poniedziałek idę do Pepco. Może u mnie też będą promocje *nadzieja*.
W przyszłym tygodniu mam zamiar nakręcić filmik ze swoją kolekcją, na życzenie Pauliny (paulinalps) :P
Wpadajcie na forum, bo Mentos sam go nie rozkręci xD
http://www.lps.pun.pl/
Co chciałam jeszcze powiedzieć? Nie wiem. W każdym razie, to już koniec notki, mam nadzieję, że jednak ktoś przeczyta ją od początku do końca, bo specjalnie dla Was pokonałam okropne lenistwo. Doceńcie! xD
Cześć, do napisania i wgl...